Włoczylem się już dobrą godzinę. W końcu zawendrowalem na cmentarz. Nie wiem jak się tu dostałem. Nogi same mnie poniosły. Z jakieś pół godziny tylko stałem i patrzyłem na grób matki. Tak jakby miała wstać i powiedzieć mi co mam robić. Gdzie mam iść? Na policję? A jak wytłumaczę sińce? /chociaż jakbym powiedział , że Autorka mi to zrobiła? To... (Nawet nie próbuj, bo skończysz jeszcze gorzej!!!) przepraszam ;-;/ Tak więc mam sobie radzić sam? Ciężko będzie. Ruszyłem w kierunku kaplicy. Zawsze jest otwarta, więc postanowiłem uciąć sobie małą drzemkę. Może jak się wyspie to przyjdzie mi do głowy jakieś rozwiązanie.
~ rano
Obudziłem się i przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem. Jednak wydarzenia wczorajszego dnia szybko wróciły do mojej pamięci. Wstałem i zabrałem mój plecak. Usłyszałem jak ktoś próbuje otworzyć drzwi. Szybko wskoczylem do konfesjonału, który akurat był trzy kroki ode mnie. To była reakcja na którą nie miałem wpływu. Ktoś otwarł drzwi. Był to grabarz, którego znałem, często przechodziłem na grób matki, a on okazał się nawet sympatyczną osobą, chociaż ma spaczone poczucie humoru (za długo wśród trupów :v). Rozmawiał z kimś. Nie mam pojęcia kto to był, ale nie brzmiał zbyt przyjaźnie.
- Dlaczego zawdzięczam wizytę policji w mojej małej kapliczce? - grabarz miał uśmiech na twarzy, co było strasznie dla niego typowe i nadawało mu wygląd psychopaty.
- Jest podejrzenie, że zaginiony wczoraj chłopak się tu ukrywa.
- Hohohoo... Jaki zaginiony chłopak?
- Piętnastolatek, wczoraj spłonął jego dom, znaleziono zwłoki należące najprawdopodobniej do ojca. Z bazy danych wychodzi na to, że to drobny dzieciak, więc zwłoki trochę nie pasują - wyjaśnił policjant, a ja przez chwilę myślałem o kogo chod... CO?! Dlaczego 15!!!!??? Ja nie jestem takim dzieciakiem!!!!!!!!! Mam prawie 17!!!!!!!!! (PRAWIE czyni wielką różnicę ^^)
- Hehehehe... Nie znam żadnego pietnastolatka, podlegającego temu opisowi - grabarz był wyraźnie coraz bardziej rozbawiony. Spojrzał w stronę mojej kryjówki i puścił do mnie oko, dając tym samym znać, że doskonale wie gdzie jestem - przykro mi nie mogę panu pomóc - dodał. Policjant rozejrzał się po kaplicy i westchnął.
- Dziękuję za pokazanie tego miejsca - wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał ją grabarzowi - tam znajduje się numer do mojego przełożonego. Jakby Pan zobaczył tutaj tego chłopaka niech Pan zadzwoni.
- Dobrze - grabarz zamknął drzwi i doprowadził policjanta do bramy. Zawsze tak zresztą robi.
Po kilku minutach wrócił do mnie.
- Kiepska kryjówka dzieciaku.
Wyszedłem z konfesjonału.
- Wystarczyła. Jak na razie. O co mu chodziło? - Pewnie sąsiedzi powiedzieli im o tym, jak często tu przychodzisz - usiadł na jednej z ławek.
- Zostanę oskarżony o podpalenie? - usiadłem koło niego.
- Nie wiem. Nie powinni Cię o to oskarżyć, chociaż z drugiej strony nie można ufać policji - nigdy nie widziałem go takiego poważnego.
- Czyli powinienem się martwić bardziej adopcją?
- Jeśli masz jakiś krewnych to pewnie do nich Cię wyślą.
- Siostra mojego ojca mieszka daleko stąd - zamyslilem się - i nie chcę z nią mieszkać.
- Wolisz iść do obcych ludzi? - w głosie grabarza słychać było zdziwienie.
- Myślę... że tak. - otworzył usta aby coś powiedzieć, ale go uprzedziłem - nie chce o tym mówić.
- Dobrze. Masz jakiś przyjaciół?
- Nie - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Więc... Jak chcesz to możesz tu zostać, tak długo, aż Cię nie znajdą. Przyniose ci coś do jedzenia.
- Dziękuję - usmiechnalem się do niego.
- Nie ma za co dzieciaku.
Jedzeniem okazały się kanapki, a racji tego,że dawno nic nie jadłem od razu pochlonalem dwie i na trzecią nawet miejsca nie starczyło. Później grabarz sobie poszedł aby zająć się swoimi sprawami, a ja miałem chwilę czasu aby pomyśleć co się ze mną stanie. Jak policja mnie znajdzie prawdopodobnie wyśle mnie do ciotki, a ona jest cóż... niezbyt normalna. Ma obsesję na punkcie czystości i pieniędzy oraz nienawidzi dzieci. Chociaż możliwe że ona nienawidzi ludzi, co było by bardziej prawdopodobne. Więc zostaje mi rodzina zastępcza, albo dom dziecka. Wolalbym uniknąć obydwoch. Mam problemy z porozumiewaniem się z innymi. Zazwyczaj, zarówno w szkole jak i na ulicy staram się nie zbliżać do osób mogących być moimi potencjalnymi oprawcami. Zapewne wina ojca. Ale już jako dziecko miałem problem aby znaleźć osoby chcące się ze mną zadawać. Wtedy miałem problemy zdrowotne i prawie nigdy nie wychodzilem na dwór. Zdarzały się tygodnie, które musiałem spędzić w szpitalu i do tego jedna przeprowadzka. Takie rzeczy nie sprzyjają poznawaniu nowych osób. Ale wracając. Dom dziecka byłby chyba najlepszym dla mnie wyjściem. Musiałbym się tam tylko pomeczyc trochę ponad rok, a jak dobrze by poszło to może nawet mógłbym mieszkać sam pod warunkiem, że sąd uznalby, że sobie poradzę. To by było najlepsze. Ale ale zapomniałem, że mogą mnie jeszcze do psychiatyka wsadzić. Same problemy. Czyli nadal jestem w martwym punkcie.
~ Kończę tutaj ciąg dalszy się pojawi.
Alex nie chcę ze mną rozmawiać bo jest za bardzo pochłonięty myśleniem nad tym co się dalej stanie... więc dialogu nie będzie ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz