Magia to Wyobraźnia ;3
środa, 17 lutego 2016
UWAGA!!!!!!!
Przeniosłam na wattpada opowiadanie jest też nowy rozdział link poniżej ^^
https://www.wattpad.com/user/jaShinigami666
wtorek, 9 lutego 2016
~ Rozdział Trzeci ~
Włoczylem się już dobrą godzinę. W końcu zawendrowalem na cmentarz. Nie wiem jak się tu dostałem. Nogi same mnie poniosły. Z jakieś pół godziny tylko stałem i patrzyłem na grób matki. Tak jakby miała wstać i powiedzieć mi co mam robić. Gdzie mam iść? Na policję? A jak wytłumaczę sińce? /chociaż jakbym powiedział , że Autorka mi to zrobiła? To... (Nawet nie próbuj, bo skończysz jeszcze gorzej!!!) przepraszam ;-;/ Tak więc mam sobie radzić sam? Ciężko będzie. Ruszyłem w kierunku kaplicy. Zawsze jest otwarta, więc postanowiłem uciąć sobie małą drzemkę. Może jak się wyspie to przyjdzie mi do głowy jakieś rozwiązanie.
~ rano
Obudziłem się i przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem. Jednak wydarzenia wczorajszego dnia szybko wróciły do mojej pamięci. Wstałem i zabrałem mój plecak. Usłyszałem jak ktoś próbuje otworzyć drzwi. Szybko wskoczylem do konfesjonału, który akurat był trzy kroki ode mnie. To była reakcja na którą nie miałem wpływu. Ktoś otwarł drzwi. Był to grabarz, którego znałem, często przechodziłem na grób matki, a on okazał się nawet sympatyczną osobą, chociaż ma spaczone poczucie humoru (za długo wśród trupów :v). Rozmawiał z kimś. Nie mam pojęcia kto to był, ale nie brzmiał zbyt przyjaźnie.
- Dlaczego zawdzięczam wizytę policji w mojej małej kapliczce? - grabarz miał uśmiech na twarzy, co było strasznie dla niego typowe i nadawało mu wygląd psychopaty.
- Jest podejrzenie, że zaginiony wczoraj chłopak się tu ukrywa.
- Hohohoo... Jaki zaginiony chłopak?
- Piętnastolatek, wczoraj spłonął jego dom, znaleziono zwłoki należące najprawdopodobniej do ojca. Z bazy danych wychodzi na to, że to drobny dzieciak, więc zwłoki trochę nie pasują - wyjaśnił policjant, a ja przez chwilę myślałem o kogo chod... CO?! Dlaczego 15!!!!??? Ja nie jestem takim dzieciakiem!!!!!!!!! Mam prawie 17!!!!!!!!! (PRAWIE czyni wielką różnicę ^^)
- Hehehehe... Nie znam żadnego pietnastolatka, podlegającego temu opisowi - grabarz był wyraźnie coraz bardziej rozbawiony. Spojrzał w stronę mojej kryjówki i puścił do mnie oko, dając tym samym znać, że doskonale wie gdzie jestem - przykro mi nie mogę panu pomóc - dodał. Policjant rozejrzał się po kaplicy i westchnął.
- Dziękuję za pokazanie tego miejsca - wyciągnął z kieszeni wizytówkę i podał ją grabarzowi - tam znajduje się numer do mojego przełożonego. Jakby Pan zobaczył tutaj tego chłopaka niech Pan zadzwoni.
- Dobrze - grabarz zamknął drzwi i doprowadził policjanta do bramy. Zawsze tak zresztą robi.
Po kilku minutach wrócił do mnie.
- Kiepska kryjówka dzieciaku.
Wyszedłem z konfesjonału.
- Wystarczyła. Jak na razie. O co mu chodziło? - Pewnie sąsiedzi powiedzieli im o tym, jak często tu przychodzisz - usiadł na jednej z ławek.
- Zostanę oskarżony o podpalenie? - usiadłem koło niego.
- Nie wiem. Nie powinni Cię o to oskarżyć, chociaż z drugiej strony nie można ufać policji - nigdy nie widziałem go takiego poważnego.
- Czyli powinienem się martwić bardziej adopcją?
- Jeśli masz jakiś krewnych to pewnie do nich Cię wyślą.
- Siostra mojego ojca mieszka daleko stąd - zamyslilem się - i nie chcę z nią mieszkać.
- Wolisz iść do obcych ludzi? - w głosie grabarza słychać było zdziwienie.
- Myślę... że tak. - otworzył usta aby coś powiedzieć, ale go uprzedziłem - nie chce o tym mówić.
- Dobrze. Masz jakiś przyjaciół?
- Nie - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- Więc... Jak chcesz to możesz tu zostać, tak długo, aż Cię nie znajdą. Przyniose ci coś do jedzenia.
- Dziękuję - usmiechnalem się do niego.
- Nie ma za co dzieciaku.
Jedzeniem okazały się kanapki, a racji tego,że dawno nic nie jadłem od razu pochlonalem dwie i na trzecią nawet miejsca nie starczyło. Później grabarz sobie poszedł aby zająć się swoimi sprawami, a ja miałem chwilę czasu aby pomyśleć co się ze mną stanie. Jak policja mnie znajdzie prawdopodobnie wyśle mnie do ciotki, a ona jest cóż... niezbyt normalna. Ma obsesję na punkcie czystości i pieniędzy oraz nienawidzi dzieci. Chociaż możliwe że ona nienawidzi ludzi, co było by bardziej prawdopodobne. Więc zostaje mi rodzina zastępcza, albo dom dziecka. Wolalbym uniknąć obydwoch. Mam problemy z porozumiewaniem się z innymi. Zazwyczaj, zarówno w szkole jak i na ulicy staram się nie zbliżać do osób mogących być moimi potencjalnymi oprawcami. Zapewne wina ojca. Ale już jako dziecko miałem problem aby znaleźć osoby chcące się ze mną zadawać. Wtedy miałem problemy zdrowotne i prawie nigdy nie wychodzilem na dwór. Zdarzały się tygodnie, które musiałem spędzić w szpitalu i do tego jedna przeprowadzka. Takie rzeczy nie sprzyjają poznawaniu nowych osób. Ale wracając. Dom dziecka byłby chyba najlepszym dla mnie wyjściem. Musiałbym się tam tylko pomeczyc trochę ponad rok, a jak dobrze by poszło to może nawet mógłbym mieszkać sam pod warunkiem, że sąd uznalby, że sobie poradzę. To by było najlepsze. Ale ale zapomniałem, że mogą mnie jeszcze do psychiatyka wsadzić. Same problemy. Czyli nadal jestem w martwym punkcie.
~ Kończę tutaj ciąg dalszy się pojawi.
Alex nie chcę ze mną rozmawiać bo jest za bardzo pochłonięty myśleniem nad tym co się dalej stanie... więc dialogu nie będzie ;-;
czwartek, 28 stycznia 2016
~ Rozdział Drugi ~
~ Ciąg dalszy
Cały dzień to za dużo, zdecydowanie za dużo. A w nocy słyszałem jak jeszcze pił i miałem ogromną nadzieję, że nie stanie w drzwiach mojego pokoju. Nie wiem co by mi wtedy zrobił. Oh zapomniałem wspomnieć nic wczoraj nie jadłem nawet rano, bo się szybciej do szkoły zmyłem i wątpię czy uda mi się coś znaleźć w domu dzisiaj. Mam pięknego siniaka idealnie na środku policzka o reszcie ciała nawet nie myślę, bo nie muszę boli przy każdym ruchu. Ktoś niezbyt miły doradził by mi samobójstwo. Może i dobry pomysł, ale trudno go zrealizować nie mogąc wstać z łóżka. Inną przeszkodą jest to, że nie chcę być martwy, już wole być bezdomny. Ale ucieczka z domu nie jest zbyt dobrym pomysłem. On mnie znajdzie. Już raz uciekłem, eh, tydzień spędziłem w łóżku i jedyny plus był taki, że on się uwziął i mi jedzenie przynosił, pewnie dlatego, że w tej okolicy trudno pozbyć się ciała i dostaje za mnie trochę kasy, która idzie na piwo, więc nie powinien próbować mnie zabić. Pocieszające. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś był nawet znośny. Cóż pojawił się w moim życiu jakieś trzy lub cztery lata temu, przypominając sobie, że bardzo dawno temu założył rodzinę. Mama rzadko o nim wspominała, ale gdy się pojawił była przeszczęśliwa, a ja nie chciałem jej tego szczęście niszczyć. Powód? Była chora. Umarła pół roku po "wielkim powrocie troskliwego tatuśa" tak sobie myślę, że on chciał tylko jej pieniędzy. Z tego co wiem nie miała za dużo, to może być powód jego wyładowywania się na mnie, albo po prostu jest jakiś stuknięty. Bardziej wierzę w to drugie. Z racji tego, że jest jeszcze wcześnie i wyprawa do toalety była wszystkim na co w tej chwili było mnie stać idę spać.
~ Jakiś czas później. Wieczór dokładnie.
(Wstawaj w końcu!!!) /nie.../ (ale, ale no niszczysz mi opowiadanie!) /dzięki mnie ono istnieje/ (mam iść po wiadro z wodą?) /dobra dobra wstaje/
Po wygramoleniu się z łóżka odkryłem, że boli mniej oraz, że ojca nie ma w domu. Ruszyłem do kuchni i akurat miałem szczęście, bo znalazłem jakiś stary już kawałek chleba. Lepsze to niż nic. Wróciłem do pokoju i akurat usłyszałem skrzypienie drzwi frontowych / każde drzwi w tym domu skrzypią inaczej/ więc szybko zaszyłem się pod kocem, który służył mi za pierzyne. Słyszałem dwa obce głosy i ojca, rozmawiali głośno, ale nie byłem w stanie rozróżnić ani słowa. Potem nastąpiła chwila ciszy. Na dworze zaczynało się ściemniać. Potem rozległ się strzał.
Jeden.
Samotny.
Z pistoletu.
Słychać było upadajace ciało i trzask zamykanych drzwi frontowych. Nie wiedziałem co się dzieje. On się w coś wplątał? Miał długi? A może coś gorszego? Miałem tylko nadzieję, że nie będę musiał ponosić konsekwencji jego działań. Nie minęło dużo czasu. Zaledwie dwie - trzy minuty i powietrze wypełnił zapach dymu. Wstałem szybko i wyszedłem na korytarz. Na podłodze leżało truchło mojego ojca. Prawie się ucieszyłem. A miejscem pożaru były drzwi. Ktoś musiał je czymś polać, bo płoneły bardzo szybko. Całe wnętrze naszego domku było z drewna. Idealna podpałka.
Szybko pobiegłem do kuchni, w jednej z szafek ojciec trzymał kasetkę z pieniędzmi. Wziąłem ją ze sobą do pokoju i pędem zacząłem pakować cały mój dobytek. Było tego tak dużo, że nawet książek ze szkoły nie musiałem wyciągać bo wszystko zmieściło się do szkolnego tornistra. Otworzyłem okno i szybko opuscilem płonący budynek z plecakiem na plecach.
Noc była ciepla, a ja nie miałem dokąd pójść...
~ komentarze autorki ()
~ komentarze Alexa //
~ widzisz uratowalam Cię! *radość Autorki*
~ ale teraz jestem bezdomny i nie mam rodziny ;-;
~ nie narzekaj mogło być gorzej
~ Na przykład?
~ oparzenia pierwszego stopnia ^^
~ jakaś ty litosciwa *sarkazm*
~ nie znasz ciągu dalszego! Więc co już komentujesz?!
~ a co zamiarzasz? Hmm? Może się pochwalisz? *podpuszcza mnie do spojlerów*
~ T. A. J. E. M. N. I. C. A.
~ *foch*
~ masz zadanie A. rozszyfruj to ^^
~ aleś wymyśliła ;-;
Do zobaczenia ;3
^^
wtorek, 26 stycznia 2016
~ Rozdział Pierwszy ~
Stałem przed szkołą, była dopiero 7:10, ale nie zamierzałem iść do domu z powodu tak wczesnej pory /i tak bym nie zdążył/, najchętniej w ogóle bym tam nie wracał. "Dlaczego?" Zapytasz mój miły czytelniku* powód jest prosty nienawidzę mojego domu. Nienawidzę tego ciasnego ciągle zimnego pokoju, w którym spędzam większość dnia, nienawidzę nieszczelnych okien, skrzypiących drzwi, nienawidzę butelek po piwie, które walają się dosłownie wszędzie, nienawidzę mojego ojca. Nawet nie wiem czy nazywanie go tak ciepło jest w porządku, ale Mężczyzna Który Przeleciał Moją Matkę Przez Co Tu Jestem jest trochę hmm... za długie... chyba, że skrót MKPMMPCTJ? Nie znów za długie, tak więc nazywam go ojcem nie mogąc znaleźć lepszego określenia. Jest on głównym powodem mojej nienawiści do domu, ale wracając. Jestem przed szkołą bo nie chce być tam z nim, a właściwie uciekam z jednej klatki do drugiej. Nikt mnie tu nie lubi, albo nikt nie chce próbować mnie lubić. Oni, czyli wszyscy, nie mają ochoty zwracać na mnie uwagi, bo co ich obchodzi to chude, małe coś w zawsze za dużych ubraniach? No właśnie nic. I to mnie trochę boli. Choć z drugiej strony wolę jak nie zwracają na mnie uwagi ze wzgląd na to, że jak zwracają to mnie gnębią, upokarzają, wyzywają... ogólnie to znęcają się nade mną albo są tak obojętni, jakbym był powietrzem.
Co jeszcze mogę Ci o mnie powiedzieć? A no tak nie przedstawiłem się mam na imię Alex, nazwisko Kuroi, lat 17 (rocznikowo, jest młodszy), uczę się średnio, jestem samotny, ale to da się wywnioskować z mojego monologu. Muszę się choć trochę wygadać, a teraz mam okazję. Moim najczęstszym dręczycielem jest niejaka Stella Cargo, nienawidzę jej prawie tak jak ojca alkoholika. A wiesz co jest w niej najgorsze? To, że ma swoich wyznawców i każdy kogo uważa za niegodnego życia ma z nią problem. Małe pocieszenie, ale jednak ja mam najgorzej. Taki los samotników. Gdyby tylko z wyboru...
Dobra! Koniec narzekania jak na tą chwilę. (On ciągle narzeka ^^) Szkoła jest bardzo, bardzo duża i jest jedyną w tym mieście, a małe ono nie jest, nie wiem jakim cudem wszyscy się tu mieścimy, ale jakoś się udaje. Składa się z około 13 budynków, eh w końcu to dosyć duże miasto, i ma ogrom nauczycieli i jeszcze więcej uczniów. Przerwy trwają około 20 minut minimum. Trzeba znaleźć czas aby zjeść śniadanie /jak ktoś je ma T_T czyli nie ja/ i dotrzeć do budynku, w którym akurat ma się lekcje. Dyrekcja stara się tak ustawiać plany aby uczniowie mnie musieli biegać na zajęcia więc zazwyczaj ma się lekcje w dwóch budynkach jednego dnia. Tyle, że codziennie są to dwa inne budynki + bieg na halę sportową. Nauczyciele są wymagający, a poziom wysoki więc za obijanie się można zawalić semestr, a na takie osoby patrzy się gorzej niż na seryjnych morderców /straszna szkoła / i jak już powiedziałem jest moją drugą klatką. Dlaczego klatką? Tak właściwie to przez to można pomyśleć, że się za ptaka uważam, a to prawda nie jest. Uwielbiam wilki. Są wolne, nie mają chorych rodzin i są bardzo opiekuńcze i niezależne. Chciałbym być wilkiem. Zero trosk, pieniędzy i najwyżej Cię ktoś zagryzie zamiast znęcać się psychicznie. Normalnie niebo. Ale daleko mi do tego. Nawet psa nie mogę przygarnąć, bo lepsze warunki do życia ma na ulicy. Smutna prawda.
~ Drrrrrryyyyyyń (dzwonek to jest, jeśli masz wątpliwości) ~
Eh... czas na lekcje.
****
~ Już po lekcjach podobno nudne były ^^ ~
Tak więc lekcje były nudne (mówiłam) i na szczęście nikt mnie nie zaczepiał. Tak więc przetrwałem kolejny dzień w szkole. Hurra. (Brak entuzjazmu dobija wszystkich.) Teraz pora wracać do klatki #1 zwanej domem. Moja droga od szkoły do jamy ojca jest dosyć długa, ale wolałbym aby była jeszcze dłuższa. Choć dobre i to. Muszę przejść przez pół miasta i park znajdujący się na obrzeżach. Więc droga trwa około 30 minut, a jak się idzie baaaardzo wolno to nawet ponad godzinę. Dzisiaj zamierzam iść tak wolno jak się da! (Mocne postanowienie)
~ Po 66 minutach i 66 sekundach drogi został mu do pokonania jeszcze mały odcinek /Szatnem mnie straszysz? ;-; / (a boisz się? ;) ) /Pfff... oczywiście, że nie/** ~
Gdy dotarłem do domu Szatan nie wydawał się już straszny. Czekaj!!! On NIGDY nie był straszny (nikt ci nie wierzy, nie odbiegaj od tematu). Więc wracając, butelek było więcej niż zazwyczaj, ale nie to mnie wsytraszyło. Ojciec stał w wejściu do kuchni z pustą butelką po piwie w ręce. Chciałem uciec, ale już mnie zauważył zresztą musiał by być ślepy, ale zawsze można pomarzyć.
- Gdz...gdzieś się włu...czył smarkaczu? - ostatnie słowo wypowiedział nad wyraz płynnie, reszta to był bełkot, ale ma już wprawę w rozumieniu tego.
- Byłem w szkole - powiedziałem cichutko. Patrzył na mnie jakbym przemówił w jakimś wyjątkowo dziwnym języku.
- Chodź... tu... - wzdrygnąłem się słysząc to. I nie ruszyłem się z miejsca. Co wyraźnie mu się nie spodobało. Przybliżył się do mnie. I chwycił mocno za ramię. Skuliłem się.
- Pamiętasz czym karane jest nieposłuszeństwo? - już nie bełkotał. Mocno mną potrząsnął. Przez chwilę myślałem, że rzuci mną o drzwi. Ale jednak tego nie zrobił.
- Pamiętasz? - powtórzył.
- Tak - to było tylko ciche piśnięcie. Dostałem z pięści w twarz. Puścił mnie więc upadłem na podłogę. Prosto w butelki. A on zaczął mnie kopnać i bić. Nie wiem ile to trwało, ale skończył chyba tylko dla tego, że zachciało mu się tego przeklętego piwa. Udało mi się wstać i uciec do pokoju. Całą noc płakałem wiedząc, że jutro nie będę mógł zmienić klatki, że będę musiał spędzić cały dzień z moim... oprawcą.
C.D.N.
* on wie, że to opowiadanie O.O
** kłamał ^^ bał się
~ komentarze autorki ()
~ komentarze A. //
Alexowi nic nie jest oto dowody:
Alex ~ Nie kończ tak!!! Wyszedłem jak baba!!
Ja (Autorka) ~ Cicho mi tam! Jak będę chciała to będziesz babą i mi tu kobiet nie obrażaj!!!
~ Ale jak mogłaś! *płacze* Jesteś chyba od niego gorsza!
~ A ja chciałam być miła i wyciągnąć Cię z tego... *foch*
*dociera do niego co powiedziałam*
~ BŁAGAM O PRZEBACZENIE!!!!! *rzuca się na mnie*
~ Aaaa!!! *przrwracamy się* co Cię napadło?!
~ Ale mnie wyciągniesz tak? * szczenięce oczka*
~ Oczywiście, oczywiście *głaszczę tego idiotę*
~ Hurra!!!! (Tym razem entuzjazm przeraża)
Może jednak postarał zmysły ;-;
Do zobaczenia!!!!! ;3
Co jeszcze mogę Ci o mnie powiedzieć? A no tak nie przedstawiłem się mam na imię Alex, nazwisko Kuroi, lat 17 (rocznikowo, jest młodszy), uczę się średnio, jestem samotny, ale to da się wywnioskować z mojego monologu. Muszę się choć trochę wygadać, a teraz mam okazję. Moim najczęstszym dręczycielem jest niejaka Stella Cargo, nienawidzę jej prawie tak jak ojca alkoholika. A wiesz co jest w niej najgorsze? To, że ma swoich wyznawców i każdy kogo uważa za niegodnego życia ma z nią problem. Małe pocieszenie, ale jednak ja mam najgorzej. Taki los samotników. Gdyby tylko z wyboru...
Dobra! Koniec narzekania jak na tą chwilę. (On ciągle narzeka ^^) Szkoła jest bardzo, bardzo duża i jest jedyną w tym mieście, a małe ono nie jest, nie wiem jakim cudem wszyscy się tu mieścimy, ale jakoś się udaje. Składa się z około 13 budynków, eh w końcu to dosyć duże miasto, i ma ogrom nauczycieli i jeszcze więcej uczniów. Przerwy trwają około 20 minut minimum. Trzeba znaleźć czas aby zjeść śniadanie /jak ktoś je ma T_T czyli nie ja/ i dotrzeć do budynku, w którym akurat ma się lekcje. Dyrekcja stara się tak ustawiać plany aby uczniowie mnie musieli biegać na zajęcia więc zazwyczaj ma się lekcje w dwóch budynkach jednego dnia. Tyle, że codziennie są to dwa inne budynki + bieg na halę sportową. Nauczyciele są wymagający, a poziom wysoki więc za obijanie się można zawalić semestr, a na takie osoby patrzy się gorzej niż na seryjnych morderców /straszna szkoła / i jak już powiedziałem jest moją drugą klatką. Dlaczego klatką? Tak właściwie to przez to można pomyśleć, że się za ptaka uważam, a to prawda nie jest. Uwielbiam wilki. Są wolne, nie mają chorych rodzin i są bardzo opiekuńcze i niezależne. Chciałbym być wilkiem. Zero trosk, pieniędzy i najwyżej Cię ktoś zagryzie zamiast znęcać się psychicznie. Normalnie niebo. Ale daleko mi do tego. Nawet psa nie mogę przygarnąć, bo lepsze warunki do życia ma na ulicy. Smutna prawda.
~ Drrrrrryyyyyyń (dzwonek to jest, jeśli masz wątpliwości) ~
Eh... czas na lekcje.
****
~ Już po lekcjach podobno nudne były ^^ ~
Tak więc lekcje były nudne (mówiłam) i na szczęście nikt mnie nie zaczepiał. Tak więc przetrwałem kolejny dzień w szkole. Hurra. (Brak entuzjazmu dobija wszystkich.) Teraz pora wracać do klatki #1 zwanej domem. Moja droga od szkoły do jamy ojca jest dosyć długa, ale wolałbym aby była jeszcze dłuższa. Choć dobre i to. Muszę przejść przez pół miasta i park znajdujący się na obrzeżach. Więc droga trwa około 30 minut, a jak się idzie baaaardzo wolno to nawet ponad godzinę. Dzisiaj zamierzam iść tak wolno jak się da! (Mocne postanowienie)
~ Po 66 minutach i 66 sekundach drogi został mu do pokonania jeszcze mały odcinek /Szatnem mnie straszysz? ;-; / (a boisz się? ;) ) /Pfff... oczywiście, że nie/** ~
Gdy dotarłem do domu Szatan nie wydawał się już straszny. Czekaj!!! On NIGDY nie był straszny (nikt ci nie wierzy, nie odbiegaj od tematu). Więc wracając, butelek było więcej niż zazwyczaj, ale nie to mnie wsytraszyło. Ojciec stał w wejściu do kuchni z pustą butelką po piwie w ręce. Chciałem uciec, ale już mnie zauważył zresztą musiał by być ślepy, ale zawsze można pomarzyć.
- Gdz...gdzieś się włu...czył smarkaczu? - ostatnie słowo wypowiedział nad wyraz płynnie, reszta to był bełkot, ale ma już wprawę w rozumieniu tego.
- Byłem w szkole - powiedziałem cichutko. Patrzył na mnie jakbym przemówił w jakimś wyjątkowo dziwnym języku.
- Chodź... tu... - wzdrygnąłem się słysząc to. I nie ruszyłem się z miejsca. Co wyraźnie mu się nie spodobało. Przybliżył się do mnie. I chwycił mocno za ramię. Skuliłem się.
- Pamiętasz czym karane jest nieposłuszeństwo? - już nie bełkotał. Mocno mną potrząsnął. Przez chwilę myślałem, że rzuci mną o drzwi. Ale jednak tego nie zrobił.
- Pamiętasz? - powtórzył.
- Tak - to było tylko ciche piśnięcie. Dostałem z pięści w twarz. Puścił mnie więc upadłem na podłogę. Prosto w butelki. A on zaczął mnie kopnać i bić. Nie wiem ile to trwało, ale skończył chyba tylko dla tego, że zachciało mu się tego przeklętego piwa. Udało mi się wstać i uciec do pokoju. Całą noc płakałem wiedząc, że jutro nie będę mógł zmienić klatki, że będę musiał spędzić cały dzień z moim... oprawcą.
C.D.N.
* on wie, że to opowiadanie O.O
** kłamał ^^ bał się
~ komentarze autorki ()
~ komentarze A. //
Alexowi nic nie jest oto dowody:
Alex ~ Nie kończ tak!!! Wyszedłem jak baba!!
Ja (Autorka) ~ Cicho mi tam! Jak będę chciała to będziesz babą i mi tu kobiet nie obrażaj!!!
~ Ale jak mogłaś! *płacze* Jesteś chyba od niego gorsza!
~ A ja chciałam być miła i wyciągnąć Cię z tego... *foch*
*dociera do niego co powiedziałam*
~ BŁAGAM O PRZEBACZENIE!!!!! *rzuca się na mnie*
~ Aaaa!!! *przrwracamy się* co Cię napadło?!
~ Ale mnie wyciągniesz tak? * szczenięce oczka*
~ Oczywiście, oczywiście *głaszczę tego idiotę*
~ Hurra!!!! (Tym razem entuzjazm przeraża)
Może jednak postarał zmysły ;-;
Do zobaczenia!!!!! ;3
Alex z wilkiem
(uparł się na tego wilka i co zrobić?)
~ Wstęp~ (rozdział 0)
Najwyższy wieżowiec w mieście należy do rodu Cargo. Obecnie głową tej rodziny jest 23 letni mężczyzna imieniem Torid. Objął stanowisko po niedawno zmarłym Seneksie, który był jego ojcem. Torid nie jest jedynakiem. Ma jednego brata - Williama oraz siostrę Stelle. Obydwoje są od niego młodsi, a co do charakteru to chłopak jest spokojny i nie lubi okazywać emocji, jednak w jak się go lepiej paznało zauważa się jego dobroć. Można powiedzieć zdynsansowany anioł. Cóż nawet jak anioł wyglądła więc określenie pasuje idealnie. Miał jasne włosy ale się przefarbował na czarno (dlaaaaczego? ;-;)* i jasną karnacje, a jego oczy są szaroniebieskie. Stella natomiast jest żywiołową, pewną siebie i złośliwą dziewczyną. Jak diablica o wyglądzie anioła. Ma jasne włosy i jest delikatniejszą wersją swojego brata, ale cóż się dziwić są w końcu bliźnietami. Mają po 17 lat i chodzą do tej samej szkoły (jedyna w mieście więc dziwne jakby chodzili do innej)* co nasz główny bohater, który sam się przedstawi, ale to później.
Tak więc to tyle w ramach wstępu ;3
* od razu informuję, że będę się "wcinać" w narrację. Będę komentować myśli głównego bohatera :3
William
Stella
Witam, witam i witam!!!
Witam na moim blogu!!! Jest to blog na którym będą się
pojawiać opowiadania mojego autorstwa. Nie wiem czy będzie to jedno długie czy
kilka krótszych to okaże się w trakcie tworzenia i będzie zależeć od tego czy
mi się będzie chciało cokolwiek dodawać oraz albo szczególnie od tego czy
ktokolwiek będzie to czytał. Planuje zamieścić tu opowiadanie o pewnym chłopcu,
będzie to opowiadanie dziejące się (w większości albo całkowicie) w ludzkim
świecie z elementami fantastyki.
Tak więc to na razie tyle ;D
do później!!! ;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)